Nawrócenie św. Pawła. Troszkę dziwna nazwa tego dzisiejszego święta. Jakby nieco nielogiczna. Nawrócenie świętego? Może powinno się mówić o święcie nawrócenia Szawła z Tarsu. Bo właśnie takie imię nosił młodzieniec, który z satysfakcją przyglądał się kamienowaniu diakona Szczapana, pierwszego męczennika. Takie imię nosił ten, który był zajadłym wrogiem Kościoła, tropiącym chrześcijan po miastach i wioskach, jak gdyby byli zwierzętami. Jakby on sam był drapieżnym zwierzęciem.
Potem była ta sławna wyprawa, która tak przedziwnie się skończyła:
„Udałem się do Damaszku z zamiarem uwięzienia tych, którzy tam byli, i przyprowadzenia do Jerozolimy dla wymierzenia kary. W drodze, gdy zbliżałem się do Damaszku, nagle około południa otoczyła mnie wielka jasność z nieba. Upadłem na ziemię i posłyszałem głos, który mówił do mnie: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” Odpowiedziałem: „Kto jesteś, Panie”. Rzekł do mnie: „Ja jestem Jezus Nazarejczyk, którego ty prześladujesz”. Towarzysze zaś moi widzieli światło, ale głosu, który do mnie mówił, nie słyszeli. Powiedziałem więc: „Co mam czynić, Panie?” A Pan powiedział do mnie: „Wstań, idź do Damaszku, tam ci powiedzą wszystko, co masz czynić”. Ponieważ zaniewidziałem od blasku owego światła, przyszedłem do Damaszku prowadzony za rękę przez moich towarzyszy. Niejaki Ananiasz, człowiek przestrzegający wiernie Prawa, o którym wszyscy tamtejsi Żydzi wydawali dobre świadectwo, przyszedł, przystąpił do mnie i powiedział: „Szawle, bracie, przejrzyj!” W tejże chwili spojrzałem na niego. On zaś powiedział: „Bóg naszych ojców wybrał cię, abyś poznał Jego wolę i ujrzał Sprawiedliwego i Jego własny głos usłyszał. Bo wobec wszystkich ludzi będziesz świadczył o tym, co widziałeś i słyszałeś. Dlaczego teraz zwlekasz? Ochrzcij się i obmyj z twoich grzechów, wzywając Jego imienia!”
Po tych wydarzeniach nie było już dłużej Szawła. Był Paweł. Zupełnie inny człowiek.
Na czym polegało jego nawrócenie? I dlaczego to takie ważne, zwłaszcza dla chrześcijan XXI wieku? Czy chodzi o to, że Szaweł był złym człowiekiem, a Paweł dobrym? Gdybyśmy mogli go o to zapytać… Choć może wcale nie musimy, akurat on sam bardzo dużo nam o sobie pisze (chyba trudno znaleźć niedzielę, kiedy nie czytalibyśmy fragmentu któregoś z jego listów).
Otóż Szaweł był typowym „Dobrym Człowiekiem”. To znaczy, miał jakąś swoją wizję świata. Był dobrze urodzony, świetnie wychowany, doskonale wykształcony – faryzeusz z faryzeuszy, jak sam pisał. Miał w swojej głowie pewien obraz świata, który sobie wymalował, poukładał i zaplanował. I żył zgodnie z tym obrazem. A jeśli świat, rzeczywistość, czasami od tych wizji się różniły, nie miał najmniejszych oporów, by zrobić to, co słuszne. To znaczy pięścią i butem wepchnąć rzeczy na przeznaczone im miejsce. Tak właśnie było z chrześcijanami. On był Żydem, faryzeuszem, oni byli obleśną sektą. Dlatego właśnie uśmiechał się radośnie, gdy krew i fragmenty mózgu Szczepana mieszały się z piachem pod stopami motłochu. Dlatego stał się drapieżnikiem, który postanowił wytępić „zarazę” – to znaczy sprawić, by jego świat znów wyglądał tak, jak według niego wyglądać powinien. Miał w głowie obraz „właściwego” świata, i go realizował. Robił to, co słuszne. Był zatem, we własnym, głębokim przekonaniu, dobrym człowiekiem.
A na czym polegało jego nawrócenie? Otóż pod Damaszkiem, kiedy leżał na ziemi, usłyszał, że się myli. Jezus powiedział mu, że wszystkie, tak misternie poukładane w jego głowie konstrukcje, są całkowicie błędne. Że jest inaczej, niż on myśli. Że jest ślepy. I on w to uwierzył.
Później, w swoich listach, często nazywa siebie strasznym grzesznikiem. Od swojego nawrócenia nigdy już nie był pewien swojej świętości.
Moja, przeze mnie wymyślona wizja tego co jest dobre, vs wizja Boża… Co zwycięża?
Z czego wynika dzisiejszy tzw. kryzys Kościoła? Ano z tego, że jest on pełen „dobrych ludzi”. Ludzi, którzy sami zdefiniowali sobie, czym to „dobro” jest, i jak ma wyglądać. I pewni siebie, swoje wizje realizują. A kiedy nawet sam Bóg im mówi, choćby poprzez Biblię, że są w błędzie, nie są w stanie w to uwierzyć. Raczej gotowi są Biblię poprawiać. Albo Słowo Boże w ogóle odrzucić. I to robią. Głęboko przekonani, że robią słusznie, bo przecież wiedzą co jest dobre.
PS:
Przepraszam Włóczykija (i innych) za opóźnienia i brak regularności. Bo jestem leniwy i mało zorganizowany 😉 Ale postaram się poprawić. Natomiast jakaś cicha modlitwa w mojej intencji i komentarze pod postami (czy na fejsie) na pewno by mi pomogły się ogarnąć 🙂
W dzisiejszych czasach, zwłaszcza teraz, kiedy jest tyle złych emocji, nie sądzę, że doświadczymy cudów nawrócenia. Raczej skłaniałbym się do tego, że ludzie będą nadal odchodzić od kościoła. Dziś wszyscy „piszą historię na nowo” na swoją modlę i wygodną dla siebie więc dlaczego ludzie mieliby przestrzegać Prawa Bożego i słuchać Słowa Bożego. Przecież… jak to mówią… nie trzeba być wierzącym żeby być dobrym człowiekiem.
Co do regularności, opóźnień, zorganizowania a w zasadzie jego braku i lenistwa 😀 to myślę, że trzeba popracować nad… silną słabą wolą 😀
Ludzie zawsze odchodzili. Pamiętam ten fragment z Ewangelii, w którym Jezus mówił o tym, że jest Chlebem Żywym. Wielu uczniów Go wtedy opuściło… A on ich bynajmniej nie zatrzymywał. Ani nie zmienił swojego nauczania. A apostołów zapytał „czy i wy chcecie odejść?”
Ale to wcale nie zaprzecza nawróceniom. Wręcz przeciwnie. Wielu spotyka w swoim życiu Jezusa. Jedni, kiedy już się zorientują jak się z Jezusem sprawy mają, odchodzą. Inni się nawracają. I tak to się kręci już dwa tysiące lat 😉
Dziękuję za kontynuację wpisów 🙂 Co prawda ciężko mi było zabrać się za napisanie komentarza, ale przeczytałem od razu jak wpis się pojawił 😉 Tak więc zjawisko lenistwa jest znane chyba wszystkim 🙂 Przyjemnie jest brać. Przyjemnie jest również dać, ale do tego trzeba więcej wysiłku niż przy wyciągnięciu ręki w celu wzięcia.
Odnosząc się do tematu poruszonego we wpisie, tutaj znów się odzywa ludzka leniwa, a przy tym wygodnicka natura. Wygodnie jest przestrzegać tych zasad, które są akurat dla nas łatwe do spełnienia. Gdy tylko musimy coś dać to już łatwiej jest sobie zmienić zasady. Ale myślę, że wszyscy się na tym łapiemy.
Swoją drogą ostatnio gorącym tematem jest kwestia aborcji, a przy tym wyszła „afera” z księdzem, który zażądał oświadczenia od młodzieży przed bierzmowaniem. W oświadczeniu miała się pojawić deklaracja o braku poparcia dla błędnie zwanego „strajku kobiet”. Wynikało to z faktu, że osoby mające przystąpić do sakramentu otwarcie popierały zabijanie. JAK??? To po co ten sakrament? Niech ktoś mi wytłumaczy, bo nie rozumiem.
Podobnie wziąłem udział w żenującej dyskusji…
„- Kurde, będzie trzeba wpuścić księdza po kolędzie
– Jak to trzeba? Przecież nikt was nie zmusza.
– Trzeba, bo potem potrafią dzieciom robić problem z pierwszą komunią, czy bierzmowaniem.
– No ale i tak nie chodzicie do kościoła i zdaje się, że macie swoje poglądy
– No ale dzieci muszą mieć możliwość pójść do bierzmowania”
Gdzie tu sens, gdzie logika?
I tak… Wiem, że sam mam swoje za uszami, kto nie ma? Ale nadal w mojej głowie się nie może pogodzić otwarty sprzeciw wobec kościoła z chęcią uczestniczenia w życiu kościelnym. To chyba łączenie nowej mody ze starą modą, która nadal się resztkami utrzymuje. A gdzie własne poglądy?
Czekam na dalsze wpisy 😉