(Kpł 13, 1-2. 45-46)
Tak powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: „Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: „Nieczysty, nieczysty!”. Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.
Zawsze mnie zastanawia dlaczego kapłani tyle uwagi poświęcają temu, żeby namówić ludzi do sakramentu spowiedzi we właściwy sposób. Jak miałem obiekcje co do instytucji Kościoła i kryzys wiary to wcale nie szedłem do spowiedzi, a jak już się spowiadam to tak dokładnie na ile potrafię. Po co miałbym się zbliżać do konfesjonału gdybym miał udawać spowiedź. Jaki to by miało sens. Ok, pierwsza spowiedź przed pierwszą komunią była trudna. Może dlatego, że trochę ktoś kazał tam pójść i opowiadać obcemu facetowi, że byłem niegrzeczny. Jednak gdy mówimy o dorosłych ludziach to wydaje się absurdalnym udawać spowiedź. A jednak coś w tym jest skoro kapłani często wracają do tego tematu.
Umiejętność stanięcia w prawdzie o sobie (nie o innych, bo to łatwe), nazwania rzeczy po imieniu, wypowiedzenia tej prawdy na głos, to jedna z najtrudniejszych umiejętności. Stanięcia nagim, pokazania ropiejących wrzodów komuś drugiemu. Czym bardziej człowiek „dorosły”, tym trudniej mu to zrobić. Tym więcej wrzodów, i tym bardziej ważne, żeby nikt się nie dowiedział. I żeby we własnych oczach mieć jakiś znośny obraz siebie, choćby nawet zupełnie fałszywy.
Są też i tacy, którzy szukają wymówki by nie korzystać z Sakramentu Pokuty bo pandemia bo ograniczenia…
I żyją tak przekonani chyba, że jeszcze zdążą a nie znamy przecież dnia ani godziny i uchroń nas Panie wtedy od nagłej i niespodziewanej śmierci byśmy tacy „trędowaci” nie zakończyli w ten sposob życia…
Od kilku lat żyję w przekonaniu, że nie wierzę ale od pewnego czasu odczuwam wewnętrzny dyskomfort. Co w takiej sytuacji robić?
Jakiego typu jest to przekonanie o niewierze?
Zaczęło się od obojętności. Później pojawiła się myśli, że to wszystko jest projekcją ludzkiej wyobraźni, żeby żyć w pokoju i uporać się z problemami. Następnie nadeszła negacja istnienia Boga. Było wygodnie ale pojawił się dyskomfort.