Izraelici mieli cebulę i czosnek. Nawet mięso. Ale chcieli wolności. Chcieli mieć swój dom, być u siebie. Modlili się zatem żarliwie, aż Bóg ich wysłuchał. I obiecał im kraj. Ziemia Obiecana – ich nowy dom. W Paschalną Noc wyruszyli w drogę. Zapewne znasz dobrze tę opowieść – anioł śmierci przechodzi przez Egipt, Mojżesz, Morze Czerwone się rozstępuje, rydwany faraona zatonęły pośród fal, Izraelici ruszyli w pustynię. Tak to się zaczęło. Ale choć pustynia nie była szczególnie duża, nie skończyło się szybko. Czterdzieści lat wędrówki. I nie było to tylko zwykłe maszerowanie, lecz pełna dramatycznych przygód wyprawa. Wiele różnych rzeczy wydarzyło się w tej drodze. A oto jedna z nich…
Otóż razu pewnego, było to nieopodal oazy Refidim, Izraelici zostali zaatakowani przez Amalekitów. Amalekici – dzikie, pustynne plemię. Ludzie nauczeni walki o życie, zaprawieni w bojach. Izraelici – od pokoleń niewolnicy. Umieli narzekać i jęczeć. I niewiele więcej. Trudno się dziwić, że szybko zaczęli ulegać amalekickim wojownikom. Wynik walki wydawał się pewny – tu, w tym miejscu, na pustyni, skończą się sny o Ziemi Obiecanej. Tu skończy się wędrówka.
Czy Bóg ich zdradził? Zakpił z nich? Wyprowadził ich na tę pustynię, by wymarli? A może nigdy nie było żadnej obietnicy, nie było żadnej Ziemi Obiecanej… A może tylko na chwilę odwrócił od nich swój wzrok, może gdyby Mojżesz do Niego zawołał? Tak, przecież Bóg wybrał Mojżesza, by ich przez tę pustynię przeprowadził, by zaprowadził ich do Ziemi Obiecanej. Niech Mojżesz woła do Boga!
I tak też się stało. Mojżesz, Aaron i Chur weszli na szczyt wzgórza, nieopodal miejsca bitwy. Mojżesz stanął, wzniósł swoje ręce w stronę nieba, i zaczął się modlić. Tam, w dole, walczyli ludzie powierzeni przez Boga jego opiece. On modlił się na wzgórzu. I stała się rzecz przedziwna – kiedy ich pasterz i przewodnik miał ręce wzniesione w modlitwie, Izraelici zaczęli zwyciężać! Nadzieja wstąpiła w naród, może jednak się uda!
Walka trwała. Mijały godziny. Mojżesz zaś nie był człowiekiem młodym. Ręce zaczęły opadać. I kiedy pasterzowi i przewodnikowi Izraela zabrakło sił, kiedy ręce opadły, a modlitwa ustała, Amalekici znów zaczęli zwyciężać Izraelitów. I tu okazała się mądrość starszych Izraela. Aaron i Chur, widząc co się dzieje, zaczęli działać. Z kamieni zbudowali siedzisko dla Mojżesza. A później stanęli obok niego, jeden po prawej, drugi po lewej stronie. I podnieśli w górę ręce Mojżesza. Kiedy ręce pasterza znów były wyciągnięte w stronę nieba, kiedy znów popłynęła modlitwa, Izraelici znów zaczęli zwyciężać.
I zwyciężyli.
Pustynię także w końcu pokonali, i dotarli do Ziemi Obiecanej, o której tak marzyli.
Jaki morał z tej opowieści?
Dziś Niedziela Dobrego Pasterza. A przed nami tydzień modlitw o powołania, i za powołanych do służby pasterskiej.
Kapłani, dusz-pasterze, czy są potrzebni? Biblia w wyrazistych obrazach ukazuje nam życiową mądrość. Jest Egipt, upodlone życie niewolnika. Jest Ziemia Obiecana, jakieś szczęście, do którego dążymy. Królestwo Boże. I jest pustynia, droga między jednym a drugim. A na pustyni jadowite węże, Amalekici, głód i pragnienie. Jest i Mojżesz – człowiek, którego Bóg powołał, by Cię z Egiptu wyprowadził, i przeprowadził przez Twoją pustynię. Są jego wzniesione w stronę nieba ręce (tyle razy w ciągu każdej Mszy Świętej je widzisz – dosłownie. Ale przecież i metaforycznie, duchowo). Jest i jego ludzkie zmęczenie, ludzka słabość… Są te chwile, gdy ręce, które powinny być wzniesione, zaczynają opadać.
A gdzie są Aaron i Chur, starsi Izraela? Gotowi stanąć obok Mojżesza, posadzić na kamieniu, podtrzymać jego ręce wyciągnięte do nieba? Są? Zwłaszcza dzisiaj tak bardzo są potrzebni Mojżeszom tych czasów. Widzisz, co się dzieje. Widzisz, co świat robi kapłanom. Jak ich nienawidzi. Świat wie, dlaczego ich tak nienawidzi.
Twoje zadanie – stań obok Mojżesza, którego Kościół dla Ciebie ustanowił. Stań obok kapłana. Stań, i kiedy będzie zmęczony, kiedy ręce mu opadną, podtrzymaj go. Żeby nie był sam. Bo kiedy Mojżesz ma ręce wzniesione, walczysz, i zwyciężasz. Kiedy ręce mu opadają – walczysz, i przegrywasz. A do Ziemi Obiecanej jeszcze kawał drogi.
Moja prośba na ten Tydzień Modlitw o powołania, i za powołanych. Pomódl się za swojego księdza. I pokaż mu, że w tych trudnych czasach nie jest sam. Udostępnij ten tekst, napisz komentarz na fejsie, czy na blogu. Żebyśmy my, wasi pasterze, wiedzieli, że nie jesteśmy sami.
Czasami księża nawet nie wiedza, że są otoczeni stałą modlitwą. By byli dobrymi pasterzami.
I rzeczywiście każdemu życzę takiego świeckiego „Anioła Stróża” :), by dobry pasterz mógł zawsze unosić dłonie do góry bo jest powołany dla nas i dla naszego zbawienia.
Bóg zapłać za Twoją obecność i pasterstwo 🙂
Lepiej późno niż wcale. Nie mam kont na portalach społecznościowych, ale mogę się tutaj wyrazić. Pisz Drogi Sławku, bo to pomaga. Bo dociera chociażby do mnie. A czy nie warto chociaż dla tej jednej duszy?
Dzięki, że znajdujesz czas i chcesz się z nami dzielić swoimi myślami 🙂